Ostatnio pisałam o październikowym Słońcu, a tymczasem mamy już listopad, który czerwienie i brązy zamienił w szarości. Zimne, wietrzne, zniechęcające do czegokolwiek.
Na zdjęciach Renata, z którą spotkałam się jakieś 3 tygodnie temu.
Wrzesień minął niczym pstryknięcie palcami, już na dobre przyzwyczaiłam się do szkolnego rytmu i choć na głowie coraz więcej, to chęci coraz mniej. Nie złapała mnie żadna jesienna depresja, ale widmo nachodzących wielkimi krokami egzaminów wystarczająco mnie stresuje i smuci. Warto więc raz na jakiś czas wyjść z domu i docenić typową, polską jesień. Cóż, jeszcze nie do końca złotą, ale na szczęście ciepłą i coraz piękniejszą. Dlatego też ostatnio z Basią wybrałyśmy się na krótkie łapanie (już) październikowego Słońca.
Z Sandrą spotkałam się jakiś czas temu, lecz zdjęcia musiały poczekać na swoją mini premierę. Tytuł tłumaczy wszystko, więc bez zbędnego przedłużania...